11 lipca 2015

3 ROZDZIAŁ

Nie miał wielu zabawek. Same starocie powyrzucane przez sąsiadów. Zniszczone, nie nadające się do zabawy graty. A jednak były one jedynymi jakie posiadał. Zazdrościł innym dzieciom z okolicy, że mogły bawić się nowymi autkami, modelami samolotów czy mięciutkimi pluszakami. Jednocześnie doceniał to co ma i nigdy nie powiedział mamie, że inni mają lepiej. Jak na czteroletniego malucha był bardzo mądry.

Tego dnia, siedząc na dywanie wyobrażał sobie, że jest ważną osobą w mieście. Buduje biednym domy, ulice, place zabaw i parki. Rodziny cieszą się na jego widok, dziękują mu za uzyskaną pomoc. Jest bardzo potrzebny. Teraz zajmuje się remontem lotniska by mieszkańcy mogli zwiedzać dalekie kraje, tak jak on zawsze marzył.


Usłyszał dźwięk przekręcanego klucza. Pospiesznie wziął pod pachę misia, który już dużo "przeżył" i ledwo się trzymał. Ukrył się wraz ze swoim towarzyszem pod stołem, który stał w kącie. Cały drżał ze strachu. Wiedział co go czeka. Po chwili z przedpokoju dochodziły dźwięki kroków. Ktoś ciężko stąpał zataczając się przy tym. Robił dużo hałasu obijając się o meble. Chłopiec zaczął coraz ciężej oddychać. Jego malutkie serduszko jakby miało wyskoczyć z klatki piersiowej i uciec w popłochu. Bacznie obserwował wejście do pokoju, co chwilę przecierając czoło z opadających na nie blond włosów. Postać chwiejnym krokiem wtoczyła się do pomieszczenia, które pełniło funkcję salonu i miejsca gdzie malec mógł się bawić. Widać było jedynie jego zarys na tle światła dochodzącego z kuchni, która mieściła się naprzeciwko. Bełkotał coś pod nosem. Jedyne co można było poskładać z jego niewyraźnie i nieskładnie wymawianych zdań to imię. Imię chłopca. Gdy zbliżył się, okropny smród alkoholu połączonego z dymem papierosowym, rozszedł się dookoła. Ten zapach doprowadzał czterolatka do mdłości. Nagle mężczyzna podszedł do stołu i jednym ruchem sprawił, że chłopiec znalazł się na środku pokoju. Był przerażony, jego małe ciało drżało jak wtedy gdy jest mróz, ale to wcale nie było spowodowane zimnem a okropnym strachem. Ogromny facet, zaczął odpinać swój pas zakończony metalową sprzączką. Już po chwili było słychać tylko płacz, krzyki... i odgłos grubego paska obijającego się o ciało malca. Gdy bicie pasem już nie wystarczało do rozładowanie swojej agresji, zaczął go kopać. Kopać biednego, przerażonego i bezbronnego czterolatka.

Matka leżąca w sypialni, jedynie słysząc odgłosy całego zajścia, zakryła głowę poduszką. Nie zareagowała. Nie broniła swojego jedynego synka. Już nie reagowała. Kiedy ostatni raz to zrobiła ojciec jeszcze bardziej skatował i ją i jego. Traktował ich jak śmieci, którymi można pomiatać, jak worek treningowy, na którym można się wyżywać. Odkąd zaczął pić tak wyglądały ich dni. Ona po 4 latach ciężkiej depresji nie dawała już sobie rady i codziennie była bliższa śmierci. Nie potrafiła zajmować się dzieckiem a tym bardziej sprzeciwić się mężowi. Była tchórzem a jedynie usprawiedliwienie miała dla swojego zachowania to choroba.

***

- Mamo, Mamo, Mamo! On się nie rusza... - wparzył do sypialni malec. Był rozstrzęsiony. Widać było po nim, że miał ciężką noc. Guz na głowie i masa siniaków wcale nie wskazywała by ojciec go przytulał, przynajmniej nie w ten sposób. Przybiegł tak przejęty, tak oszołomiony. - Mamo, Mamo! Chodź, prosze zobacz... - pociągał matkę za rękaw by poszła razem z nim salonu.
Za oknem już świtało. Była zaspana, ale oczy miała duże z powodu ilości leków, które bez przerwy brała odcinając się całkowicie od świata. Psychotropowy haj. Od swojego męża różniła się jedynie tym, że nie biła i nie awanturowała się. Poza tym spokojnie mogli podać sobie ręce. To nie możliwe, jak życie człowieka może zmienić się z powodu jednego wydarzenia. Przed narodzinami ich dziecka byli szczęśliwą, kochającą się rodziną. Bez używek, bez depresji. A teraz należeli już do coraz częstrzych w ich dzielnicy przypadków patologii.
-Zostaw, ojciec jest pijany. Idź spać - skarciła go natychmiast, wyszarpując swoją rękę z jego uścisku. Odwróciła się na drugi bok, ignorując dalsze protesty syna.

Dopiero gdy faktycznie po długim czasie był spokój, a jej 'ukochany' nie zaczynał się awanturować o jedzenie czy pieniądze, wstała, a raczej zwlokła się z łóżka i poszła sprawdzić. To co zobaczyła przyprawiło ją o mdłości. Krew na wykładzinie. Krew na kanapie. On we krwi. Zaczęła mówić do siebie, płakać. zadawała sobie pytania jak to się mogło stać, przecież to niemożliwe. Po czym uświadomiła sobie, że jeden z powodów jej życiowego koszmaru odszedł. Wytarła łzy, teraz śmiała się. Popadała z jednej skrajności w skrajność. Zadzwoniła na pogotowie, oczywiście udając histerycznie rozpaczającą żonę. Przyjazd karetki to była tylko czysta formalność. W jego śmierci ujrzała furtkę do nowego życia. Bachora też oddała, dzięki czemu stała się całkowicie wolna.

***

Ten rozdział pewnie wiele namieszał w waszych głowach, szczególnie jeśli chodzi o losy bohaterów przedstawionych w poprzednich trzech notkach. Długo przyszło mi myśleć nad nim i w końcu doszłam do wniosku, że w takiej a nie innej formie będzie najciekawiej. 
Na początku miałam zamiar publikować rozdziały raz na miesiąc, niestety jakoś mi to nie wyszło. Mam nadzieję, że wybaczycie mi te "małe" opóźnienie i zostaniecie teraz już śledząc czy czegoś nowego nie wstawiłam. Wakacje są to powinno pojawić się coś więcej niż tak jak to miało miejsce w ostatnich miesiącach. 
Teraz pytanie do was (liczę na wasze subiektywne opinie w komentarzach):
Co sądzicie o tym poście i sytuacji w nim przedstawionej?

2 komentarze:

  1. Normalnie zaskoczyłaś mnie tym ... Kurcze czytałam i myślami byłam tam wyobraziłam sobie to. Pięknie piszesz

    OdpowiedzUsuń
  2. Ada ty wiesz co ja myślę o Twoim blogu.
    CUDOWNY! <333

    OdpowiedzUsuń