Wchodząc do pokoju, zauważyłem na łóżku coś co kształtem przypominało człowieka. Chociaż ciężko stwierdzić bo zawinięte było w zwoje kołdry. Tak, miałem racje. To człowiek. Dokładniej dziewczyna, którą oczekiwałem tutaj zastać. Gdy podszedłem bliżej, lekko się poruszyła, wystawiając głowę przy tym krzywiąc buzie i przymykając oczy prawdopodobnie z powodu światła, które wpadało przez szpary w żaluzji. Widząc to nieporadne i chore stworzenie przede mną, zachciało mi się śmiać, jednak w ostatniej chwili powstrzymałem się w strachu, że mógłbym ją jakoś tym urazić. Ograniczyłem się więc jedynie do poruszenia kącikami ust co miało wyglądać na przyjazny uśmieszek. Właśnie w tym momencie dziewczyna prawdopodobnie uświadomiła sobie kim jestem, zmieszała się a na jej bladej twarzy pojawiły się niewielkie rumieńce. Niewielkie pewnie dlatego, że jej organizm był wycieńczony wysoką temperaturą i stać go było jedynie na taki mały gest. Nie powiem, że jakoś specjalnie przepadałem za dziewczynami podniecającymi się na mój widok, ale to w obecnych okolicznościach wydało mi się nawet słodkie.
Wyciągnąłem termometr na co ona skinęła głową, bez słów biorąc go ode mnie.
- Czy coś cię boli ? - przerwałem w końcu tą narastającą ciszę. Uświadomiłem sobie tym samym mój ogromny nietakt. Kurcze gdzie moje maniery. Chcąc go jakoś zatuszować, uśmiechnąłem się w akcie skruchy - Przepraszam, nie przedstawiłem się. Jestem Kuba.
- Wiem... - po czym chyba zdała sobie sprawę z tego, że wypowiedziała to na głos - to znaczy.. jestem Marysia, miło mi. - na jej twarzy znów pojawił się ten słodki rumieniec. Mam nadzieję, że nie dałem po sobie w jakikolwiek sposób poznać, jak bardzo mnie to kręciło. Nie mogłem sobie pozwolić na flirty, ani nic co miałoby taki charakter, a szczególnie nie teraz kiedy musiałem być skupiony na piłce i treningach. Przygotowywałem się w końcu do najważniejszego meczu w tym sezonie. Od niego w wielkim stopniu zależała moja dalsza kariera. Jeśli wszystko poszłoby zgodnie z planem, miałbym możliwość dostania się do drużyny Górnika. Oczywiście na początku pewnie posadziliby mnie na ławce, ale od czegoś trzeba zacząć.
-KUBA! - czyjś głos wyrwał mnie z zamyślenia. Ach tak, przecież jestem tu by opiekować się chorą. Po raz kolejny dziś się zawiesiłem. Wolę nie myśleć ile tak stałem z głupkowatym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Tak? A... termometr - odpowiedziałem nadal całkowicie rozkojarzony. Podała mi go a kiedy spojrzałem na wyświetlacz, otrzeźwiałem - O dziewczyno! Ty masz 39,5 stopni gorączki. Będę musiał dzwonić po lekarza. Przyślę tu kogoś by Ci zrobił zimne okłady.
W tym momencie do pokoju jak burza wpadł zadyszany Adrian. Lekko się zdziwił na mój widok, co wskazywałoby na pomyłkę. Pewnie skończyli już trening, a ten oto zawodnik jak zwykle nie pamiętał swojego numeru pokoju. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, wykorzystałem sytuację.
-O! Adrian, będziesz tak miły i zrobisz naszej chorej koleżance okłady, prawda? - uśmiechnąłem się do niego znacząco, po czym wziąłem swoją torbę i ruszyłem w stronę drzwi. Odwróciłem się jeszcze do dziewczyny - Wpadnę później sprawdzić co i jak, tymczasem zadzwonię do ośrodka i umówię Cię na wizytę domową. Trzymaj się. - zerknąłem ponownie na Adriana - Liczę na Ciebie stary - wyszedłem zanim któreś z nich zdążyło cokolwiek odpowiedzieć.
***
Zastanawiam się dlaczego tak idiotycznie się zachowywałem w jej obecności, jakbym zapomniał nagle dobrych manier, a w głowie miał tylko i wyłącznie pustkę. Nigdy nie miałem problemów z pewnością siebie. Nigdy. Zawsze odważnie podchodziłem do świata, a z dziewczynami tym bardziej dobrze sobie radziłem. Tańczyły jak im zagrałem. Albo jestem chory, albo ta Marysia ma na mnie jakiś przedziwny wpływ.
Usiadłem na kanapie i sprawdziłem swój plan. Dziś z większości zajęć musiałem zrezygnować, więc pozostało mi tylko zadzwonić tam gdzie miałem, wpaść do chorej, zobaczyć jak się czuje, wypełnić papierki i pójść na trening.
Trening był moim sposobem na odstresowanie. Zazwyczaj gdy miałem problemy albo kłopoty uciekałem w sport, bieganie, piłkę nożną, koszykówkę, pływanie. Cokolwiek byleby wymagało ruchu. Pomagało mi to wyładować wszystkie negatywne emocje. Gdy biegałem, miałem czas tylko i wyłącznie dla siebie. Wybierałem ścieżkę i już nic innego mnie nie interesowało. Z dala od tego zgiełku, od ludzi, mogłem w spokoju przemyśleć swoje sprawy, poukładać je sobie w głowie. To był ważny rytuał w moim życiu. Gdyby nie sport już pewnie dawno bym zwariował. Od małego nie potrafiłem usiedzieć na miejscu. Rodzice zapisywali mnie na wszystkie możliwe zajęcia dodatkowe, ale na żadne nie chodziłem jakoś dłużej. Dopiero gdy zmarł tato, mama postanowiła mi zająć czas jakimś sportem, bym nie chodził smutny. Zaczęło się od karate, ale to zdecydowanie nie moja dyscyplina. Byłem zbyt agresywny, a nasz trener nie potrafił sobie ze mną poradzić. Ostatecznie wylądowałem na starym, zniszczonym boisku, lokalnego klubu piłkarskiego. Pomimo tego, że nie było wesoło, nie miałem jakichś super tam warunków, pokochałem to miejsce. Murawa stała się moim drugim domem. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez "nożnej". To jest to co kocham i uwielbiam robić. Wiąże z tym swoją przyszłość i mam nadzieję, że mi się uda.
Całkiem zapomniałem... przecież miałem zadzwonić do ośrodka. Tak wysoka gorączka to nie są przelewki. Obawiam się, że jeśli w ciągu 2-3 dni jej nie przejdzie to opiekunowie, będą musieli dzwonić po rodziców, by po nią przyjechali.
Wybrałem numer. Odebrała kobieta z piskliwym głosikiem. Aghr. Od tego dźwięku aż przeszedł mnie dreszcz. Załatwiłem to szybko bez zbędnych pogaduszek, by jak najszybciej odłożyć słuchawkę.
___________________________________________________
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział się spodobał. :)
Jeśli to nie problem, prosiłabym o komentarze z waszą opinią o opowiadaniu.
+ jak myślicie jak to się dalej potoczy? ^^
Wyciągnąłem termometr na co ona skinęła głową, bez słów biorąc go ode mnie.
- Czy coś cię boli ? - przerwałem w końcu tą narastającą ciszę. Uświadomiłem sobie tym samym mój ogromny nietakt. Kurcze gdzie moje maniery. Chcąc go jakoś zatuszować, uśmiechnąłem się w akcie skruchy - Przepraszam, nie przedstawiłem się. Jestem Kuba.
- Wiem... - po czym chyba zdała sobie sprawę z tego, że wypowiedziała to na głos - to znaczy.. jestem Marysia, miło mi. - na jej twarzy znów pojawił się ten słodki rumieniec. Mam nadzieję, że nie dałem po sobie w jakikolwiek sposób poznać, jak bardzo mnie to kręciło. Nie mogłem sobie pozwolić na flirty, ani nic co miałoby taki charakter, a szczególnie nie teraz kiedy musiałem być skupiony na piłce i treningach. Przygotowywałem się w końcu do najważniejszego meczu w tym sezonie. Od niego w wielkim stopniu zależała moja dalsza kariera. Jeśli wszystko poszłoby zgodnie z planem, miałbym możliwość dostania się do drużyny Górnika. Oczywiście na początku pewnie posadziliby mnie na ławce, ale od czegoś trzeba zacząć.
-KUBA! - czyjś głos wyrwał mnie z zamyślenia. Ach tak, przecież jestem tu by opiekować się chorą. Po raz kolejny dziś się zawiesiłem. Wolę nie myśleć ile tak stałem z głupkowatym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Tak? A... termometr - odpowiedziałem nadal całkowicie rozkojarzony. Podała mi go a kiedy spojrzałem na wyświetlacz, otrzeźwiałem - O dziewczyno! Ty masz 39,5 stopni gorączki. Będę musiał dzwonić po lekarza. Przyślę tu kogoś by Ci zrobił zimne okłady.
W tym momencie do pokoju jak burza wpadł zadyszany Adrian. Lekko się zdziwił na mój widok, co wskazywałoby na pomyłkę. Pewnie skończyli już trening, a ten oto zawodnik jak zwykle nie pamiętał swojego numeru pokoju. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, wykorzystałem sytuację.
-O! Adrian, będziesz tak miły i zrobisz naszej chorej koleżance okłady, prawda? - uśmiechnąłem się do niego znacząco, po czym wziąłem swoją torbę i ruszyłem w stronę drzwi. Odwróciłem się jeszcze do dziewczyny - Wpadnę później sprawdzić co i jak, tymczasem zadzwonię do ośrodka i umówię Cię na wizytę domową. Trzymaj się. - zerknąłem ponownie na Adriana - Liczę na Ciebie stary - wyszedłem zanim któreś z nich zdążyło cokolwiek odpowiedzieć.
***
Zastanawiam się dlaczego tak idiotycznie się zachowywałem w jej obecności, jakbym zapomniał nagle dobrych manier, a w głowie miał tylko i wyłącznie pustkę. Nigdy nie miałem problemów z pewnością siebie. Nigdy. Zawsze odważnie podchodziłem do świata, a z dziewczynami tym bardziej dobrze sobie radziłem. Tańczyły jak im zagrałem. Albo jestem chory, albo ta Marysia ma na mnie jakiś przedziwny wpływ.
Usiadłem na kanapie i sprawdziłem swój plan. Dziś z większości zajęć musiałem zrezygnować, więc pozostało mi tylko zadzwonić tam gdzie miałem, wpaść do chorej, zobaczyć jak się czuje, wypełnić papierki i pójść na trening.
Trening był moim sposobem na odstresowanie. Zazwyczaj gdy miałem problemy albo kłopoty uciekałem w sport, bieganie, piłkę nożną, koszykówkę, pływanie. Cokolwiek byleby wymagało ruchu. Pomagało mi to wyładować wszystkie negatywne emocje. Gdy biegałem, miałem czas tylko i wyłącznie dla siebie. Wybierałem ścieżkę i już nic innego mnie nie interesowało. Z dala od tego zgiełku, od ludzi, mogłem w spokoju przemyśleć swoje sprawy, poukładać je sobie w głowie. To był ważny rytuał w moim życiu. Gdyby nie sport już pewnie dawno bym zwariował. Od małego nie potrafiłem usiedzieć na miejscu. Rodzice zapisywali mnie na wszystkie możliwe zajęcia dodatkowe, ale na żadne nie chodziłem jakoś dłużej. Dopiero gdy zmarł tato, mama postanowiła mi zająć czas jakimś sportem, bym nie chodził smutny. Zaczęło się od karate, ale to zdecydowanie nie moja dyscyplina. Byłem zbyt agresywny, a nasz trener nie potrafił sobie ze mną poradzić. Ostatecznie wylądowałem na starym, zniszczonym boisku, lokalnego klubu piłkarskiego. Pomimo tego, że nie było wesoło, nie miałem jakichś super tam warunków, pokochałem to miejsce. Murawa stała się moim drugim domem. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez "nożnej". To jest to co kocham i uwielbiam robić. Wiąże z tym swoją przyszłość i mam nadzieję, że mi się uda.
Całkiem zapomniałem... przecież miałem zadzwonić do ośrodka. Tak wysoka gorączka to nie są przelewki. Obawiam się, że jeśli w ciągu 2-3 dni jej nie przejdzie to opiekunowie, będą musieli dzwonić po rodziców, by po nią przyjechali.
Wybrałem numer. Odebrała kobieta z piskliwym głosikiem. Aghr. Od tego dźwięku aż przeszedł mnie dreszcz. Załatwiłem to szybko bez zbędnych pogaduszek, by jak najszybciej odłożyć słuchawkę.
___________________________________________________
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział się spodobał. :)
Jeśli to nie problem, prosiłabym o komentarze z waszą opinią o opowiadaniu.
+ jak myślicie jak to się dalej potoczy? ^^
Świetne to masz czekam na następne ;)
OdpowiedzUsuńS.M
Też już się nie umiem doczekać aż napiszę i dodam kolejne rozdziały :D
UsuńŚwietnie Ada :) Pisz dalej, a ja będę czytał :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńNo No Znakomite!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńCzyżby jakaś nastoletnia miłość? :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wiem, jestem w trakcie tworzenia. Wszystko się może zdarzyć. ^^
Usuń