Tego dnia, siedząc na dywanie wyobrażał sobie, że jest ważną osobą w mieście. Buduje biednym domy, ulice, place zabaw i parki. Rodziny cieszą się na jego widok, dziękują mu za uzyskaną pomoc. Jest bardzo potrzebny. Teraz zajmuje się remontem lotniska by mieszkańcy mogli zwiedzać dalekie kraje, tak jak on zawsze marzył.

Matka leżąca w sypialni, jedynie słysząc odgłosy całego zajścia, zakryła głowę poduszką. Nie zareagowała. Nie broniła swojego jedynego synka. Już nie reagowała. Kiedy ostatni raz to zrobiła ojciec jeszcze bardziej skatował i ją i jego. Traktował ich jak śmieci, którymi można pomiatać, jak worek treningowy, na którym można się wyżywać. Odkąd zaczął pić tak wyglądały ich dni. Ona po 4 latach ciężkiej depresji nie dawała już sobie rady i codziennie była bliższa śmierci. Nie potrafiła zajmować się dzieckiem a tym bardziej sprzeciwić się mężowi. Była tchórzem a jedynie usprawiedliwienie miała dla swojego zachowania to choroba.
***
- Mamo, Mamo, Mamo! On się nie rusza... - wparzył do sypialni malec. Był rozstrzęsiony. Widać było po nim, że miał ciężką noc. Guz na głowie i masa siniaków wcale nie wskazywała by ojciec go przytulał, przynajmniej nie w ten sposób. Przybiegł tak przejęty, tak oszołomiony. - Mamo, Mamo! Chodź, prosze zobacz... - pociągał matkę za rękaw by poszła razem z nim salonu.
Za oknem już świtało. Była zaspana, ale oczy miała duże z powodu ilości leków, które bez przerwy brała odcinając się całkowicie od świata. Psychotropowy haj. Od swojego męża różniła się jedynie tym, że nie biła i nie awanturowała się. Poza tym spokojnie mogli podać sobie ręce. To nie możliwe, jak życie człowieka może zmienić się z powodu jednego wydarzenia. Przed narodzinami ich dziecka byli szczęśliwą, kochającą się rodziną. Bez używek, bez depresji. A teraz należeli już do coraz częstrzych w ich dzielnicy przypadków patologii.
-Zostaw, ojciec jest pijany. Idź spać - skarciła go natychmiast, wyszarpując swoją rękę z jego uścisku. Odwróciła się na drugi bok, ignorując dalsze protesty syna.
Dopiero gdy faktycznie po długim czasie był spokój, a jej 'ukochany' nie zaczynał się awanturować o jedzenie czy pieniądze, wstała, a raczej zwlokła się z łóżka i poszła sprawdzić. To co zobaczyła przyprawiło ją o mdłości. Krew na wykładzinie. Krew na kanapie. On we krwi. Zaczęła mówić do siebie, płakać. zadawała sobie pytania jak to się mogło stać, przecież to niemożliwe. Po czym uświadomiła sobie, że jeden z powodów jej życiowego koszmaru odszedł. Wytarła łzy, teraz śmiała się. Popadała z jednej skrajności w skrajność. Zadzwoniła na pogotowie, oczywiście udając histerycznie rozpaczającą żonę. Przyjazd karetki to była tylko czysta formalność. W jego śmierci ujrzała furtkę do nowego życia. Bachora też oddała, dzięki czemu stała się całkowicie wolna.
***
Ten rozdział pewnie wiele namieszał w waszych głowach, szczególnie jeśli chodzi o losy bohaterów przedstawionych w poprzednich trzech notkach. Długo przyszło mi myśleć nad nim i w końcu doszłam do wniosku, że w takiej a nie innej formie będzie najciekawiej.
Na początku miałam zamiar publikować rozdziały raz na miesiąc, niestety jakoś mi to nie wyszło. Mam nadzieję, że wybaczycie mi te "małe" opóźnienie i zostaniecie teraz już śledząc czy czegoś nowego nie wstawiłam. Wakacje są to powinno pojawić się coś więcej niż tak jak to miało miejsce w ostatnich miesiącach.
Teraz pytanie do was (liczę na wasze subiektywne opinie w komentarzach):
Co sądzicie o tym poście i sytuacji w nim przedstawionej?
Co sądzicie o tym poście i sytuacji w nim przedstawionej?